W 1969 roku Iggy Pop i jego The Stooges zepchnęli ze sceny hippisowkie kapele i w dość bezpośredni sposób zakwestionowali ich idealistyczną wizję miłości. Poprzez surowe brzmienia oraz ociekające (dosłownie) krwią koncerty pokazali nową twarz amerykańskiej muzyki. Bezkompromisowym i agresywnym graniem odcisnęli swoje piętno na muzyce gitarowej XX i XXI wieku. I choć z oryginalnego składu The Stooges przy życiu pozostał jedynie wciąż aktywny Iggy Pop, twórczość nieistniejącego już zespołu wciąż wywiera wpływ na współczesnych wykonawców. Jedną z grup, w których duch The Stooges jest nadal żywy, jest formacja Izzy & The Black Trees.
Luźne skojarzenie z amerykańskimi protopunkowcami pojawiło się, gdy tylko zobaczyłem nazwę. I chociaż od liderki Izy Rekowskiej dowiedziałem się, że nie jest to hołd dla dorobku Iggy’ego ani parafraza nazwy jego grupy, podtrzymuję swoją opinię o tym, że skojarzenie z The Stooges może być dobrym (choć zaledwie jednym z kilku) kierunkowskazem, jeśli chcemy wiedzieć, czego po muzyce poznaniaków się spodziewać.

Muzyka, która jest „zbyt brudna”
Izzy & the Black Trees być może nie są, przynajmniej dla fanów młodej gitarowej alternatywy, zupełnie anonimowi. Mimo niedługiego stażu (powstali w 2017 roku) mają za sobą występy na festiwalach Spring Break i Jarocin Festival. W sieci możecie zresztą znaleźć komentarze, że to właśnie koncert poznańskiego zespołu był tym, który uratował tegoroczną edycję jarocińskiej imprezy.
Pierwszą okazję do dłuższej rozmowy mieliśmy podczas listopadowego, poznańskiego koncertu Trupa Trupa. Dla gdańskiego zespołu występ w Klubokawiarni Meskalina był tylko jednym z wielu przystanków podczas światowego turnee. To właśnie sukces Trupy stał się pretekstem do rozpoczęcia rozmowy z liderką Izzy & The Black Trees Izą Rekowską i gitarzystą Mariuszem Dojsem.
Z jakimi odczuciami spoglądacie na Trupę Trupę, która obecnie jest największym towarem eksportowym polskiej muzyki gitarowej?
Mariusz: Z zazdrością! (śmiech)
Iza: Z jednej strony trochę im zazdrościmy, bo sami chcielibyśmy być tam, gdzie oni, a z drugiej – nie da się ukryć, że jest to jeden z tych zespołów, które właśnie przecierają zagraniczne szlaki, być może także dla nas. Dobrze widzieć, że polscy artyści tacy jak Trupa Trupa czy Perfect Son zaczynają pojawiać się nie tylko w uznanych wytwórniach, ale także w audycjach najważniejszych zagranicznych rozgłośni radiowych
Kto waszym zdaniem bardziej otwiera te drzwi? Wytwórnie, agencje i dziennikarze zza granicy, którzy zwracają większą uwagę na polską muzykę? Czy same zespoły mające lepsze narzędzia do promocji poza krajem?
Iza: Myślę, że działa to równolegle. Wszystkie młode zespoły – łącznie z nami – muszą pamiętać, że sukces Trupy nie wziął się znikąd. Dzisiaj chwalimy ich za osiągnięcia za granicą, ale miejmy na uwadze to, że konsekwentnie dążą do celu od około dziesięciu lat. Będąc muzykiem liczysz na to, że w pewnym momencie zjawi się ktoś ze środowiska muzycznego, kto w ciebie uwierzy. Ale to się nie wydarzy samo: potrzeba dużo konsekwencji, pracy, grania i inwestycji – zarówno jeśli chodzi o czas, jak i pieniądze.
Temat zagranicznej kariery poruszyłem też z innego powodu. Wasz singiel „Winter’s Coming Down” w pewnym momencie krążył po listach przebojów w Australii i Wielkiej Brytanii. Czy to w jakiś sposób wpłynęło na waszą karierę?
Mariusz: Trudno powiedzieć. To oczywiście jest miłe i PR-owo fajnie brzmi, ale czy faktycznie ma to jakieś realne przełożenie na to, co się wokół nas dzieje? Wydaje mi się, że nie.
Iza: No właśnie – super, że nasz kawałek grany jest na liście przebojów w Australii, ale co dalej? Trzeba chyba mieć zbudowany cały system wokół zespołu, dzięki któremu moglibyśmy do tej Australii polecieć i zagrać koncert. Na razie staramy się wszystko puszczać w świat samemu, ale nie łudźmy się – na dłuższą metę będzie to trudne. Dlatego fajnie by było, gdyby znalazł się ktoś, kto chciałby nas w tym wszystkim wspomóc.
Waszym zdaniem wytwórnie oraz agencje nie pomagają młodym artystom wystarczająco? Jak oceniacie współpracę z Kayax w projekcie My Name Is New?
Iza: Wszystko należy traktować z dystansem. Nasza współpraca z Kayaxem na pewno była ciekawym doświadczeniem. Być może rozwinie się z tego jeszcze coś więcej, chociaż obecnie chyba nastawiamy się na inny tryb pracy i kierunek.
Mariusz: Trzeba też zaznaczyć, że My Name Is New angażuje w tej chwili chyba siedemdziesiąt zespołów. Dostać się tam to jedno, drugim wyzwaniem jest wybić się spośród tej sporej grupy.
Iza: Obecność w My Name Is New dała nam mocnego kopa i zrobiła swoje PR-owo, ale nasza muzyka jest chyba zbyt „brudna”.
Na pytanie, czy byliby gotowi brzmienie zespołu „wyczyścić”, by promocja ich muzyki przebiegała sprawniej, jednym głosem odpowiadają krótko: nie.
Niezależność a daily job
Nasza rozmowa miała miejsce 7 listopada, kilka dni przed odbywającą się w Krakowie kolejną edycją konferencji Tak Brzmi Miasto, gdzie spotkaliśmy się ponownie. Grupa była jednym z dziewięciu zespołów, które wystąpiły w ramach towarzyszącego konferencji showcase’u.Przewodnim tematem tegorocznego Tak Brzmi Miasto były finanse w branży muzycznej. Podczas rozmowy z Izą i Mariuszem łatwo zauważyć, że jest to jeden z tych zespołów, który musi – przynajmniej póki co – mierzyć się z dylematem: niezależność czy łatwe pieniądze? Wszyscy w zespole zdają sobie sprawę z tego, że wejście w struktury dużej wytwórni mogłoby skończyć się ograniczeniem największych atutów grupy: zadziorności, nieprzewidywalności i brudnego, niemal garażowego brzmienia.
Ceną za niezależność muzyczną jest niestety to, że wszystko – począwszy od tworzenia muzyki, przez bookowanie koncertów, a skończywszy na pozostałych obowiązkach menedżera – spoczywa na barkach muzyków. To jednak nie tylko czas i energia, ale również pieniądze. Wszystko jest bowiem finansowane z kieszeni własnej.
Iza: Każde z nas ma tzw. daily joba, czy – jak mówią niektórzy – „normalną” pracę, z której, nawet gdybyśmy chcieli, to w tej chwili i tak nie możemy zrezygnować. W naszym przypadku jest jednak tak, że chcemy grać muzykę, która jest zgodna z nami. Nie zamierzamy iść na kompromisy. Robimy to, co kochamy i dlatego nie mamy problemu z tym, żeby za master płyty czy transport do klubu zapłacić z własnej kieszeni. Czy nastąpi taki moment, że będziemy mogli się z tego utrzymać? Na pewno jest to marzenie każdego z nas, ale twardo stąpamy po ziemi. Póki co ważne jest to, żeby ta muzyka miała swoją publiczność.
A ma? W jednej z zapowiedzi Tak Brzmi Miasto powiedziałaś, że ostatnio Waszym sukcesem było to, że po koncercie wyszliście „na zero”.
Iza: Koncertowanie to trochę taka sinusoida. Na koncercie w Gdańsku wyszliśmy na zero, ale z kolei kilka dni później na koncercie charytatywnym w Wągrowcu było bardzo dużo osób. Spotkaliśmy się z bardzo pozytywnym odzewem.
Skąd u Was wzięła się potrzeba grania rock and rolla? Każde z Was ma doświadczenia z innych grup. Czego zabrakło im, co znaleźliście w Izzy & the Black Trees?
Mariusz: Z buntu! (śmiech) Mi osobiście przejadła się trochę elektronika, którą tworzyłem wcześniej i którą byłem autentycznie zachwycony. Ale w pewnym momencie wszystko, co robiłem, zaczęło dla mnie brzmieć tak samo – uznałem, że czas na zmiany.
Nie obawiasz się, że z muzyką gitarową będzie tak samo?
Mariusz: Ona jest bardziej organiczna i otwarta na improwizacje.
Iza: Właśnie. Zawsze można pójść w stronę bardziej balladową albo cięższą, ale chyba najważniejszą rolę odgrywa energia, która jest na scenie. W moich poprzednich zespołach, jak Miss is Sleepy, same piosenki były dobre, ale nie pozwalały na wytworzenie takiej energii na scenie, na jaką możemy pozwolić sobie teraz. Nieprzewidywalność i zadziorność to coś, czego nie da się do końca wytworzyć w muzyce elektronicznej.
Dla mnie fajne w Waszej muzyce jest to, że chociaż wydaje się bardzo tradycyjna, to nieustannie przenosi słuchacza w różne miejsca i okresy – od grunge’u i alternatywy lat 90., przez amerykański folk rock po nową falę i brytyjską bluesowo-rockową scenę lat 60. Nie da się jednoznacznie stwierdzić, co jest dla Was głównym punktem odniesienia. Wasza muzyka brzmi różnorodnie, a jednocześnie jest bardzo spójna.
Iza: Mariusz riffów uczył się od Hendrixa, ale później mocno wpłynęły na nas kapele grunge’owe z Nirvaną i Soundgarden na czele. Na mnie duże piętno odcisnęła także twórczość PJ Harvey, Boba Dylana czy Johhny’ego Casha. Z pewnością to, co tworzymy, jest zakorzenione w muzycznej przeszłości. Jednak mamy 2019 rok, więc staramy się do tego wszystkiego dorzucać też coś swojego i współczesnego.

We wstępie powołałem się na The Stooges Iggy Popa i tego, trochę uparcie, będę się trzymał. Co prawda nie potrzebujemy na razie kolejnego boomu na retro, nie zamierzam również głosić chętnie powtarzanych od wielu lat haseł, że „rock is dead”. Nie da się jednak ukryć, że w ostatnich latach większe zainteresowanie rodzimych mediów i wytwórni towarzyszy wykonawcom oscylujących między popem i elektroniką. Tutaj widzę pewne pole do popisu dla Izzy and the Black Trees. Nie muszą oni oczywiście wywracać naszego rynku muzycznego do góry nogami niczym The Stooges w 1969 w Ameryce, ale mogą – wraz z kilkoma innymi zespołami, takimi jak krakowskie Cinemon i Neal Cassady czy poznańskie Strange Clouds – przypomnieć szerszej publiczności o tym, że gitarowa muzyka nadal ma się dobrze.
Postscriptum: co dalej?
Dotychczasowy dorobek Izzy and the Black Trees to wydana we wrześniu 2018 epka, występy na Spring Break i Jarocin oraz kilkadziesiąt koncertów w całej Polsce, a także występ na showcase’owym festiwalu Westway LAB w Porto, gdzie spotkali się z bardzo entuzjastycznymi reakcjami publiczności. A co dalej?
Mariusz: Jeśli chodzi o koncerty, to w grudniu będziemy kontynuować nasze doświadczenia ze sceną zagraniczną, bo zagramy dwa koncerty w Berlinie. Poza tym chcemy zakończyć pracę nad płytę i wydać ją po nowym roku.
Iza: Myślimy o tym, żeby wyjść z materiałem do różnych wytwórni, ale też zdajemy sobie sprawę z tego, że one często mają już poukładane swoje grafiki wydawnicze, więc nie tylko musiałby się im spodobać materiał, ale również my musielibyśmy się w to wszystko wbić. Ostatecznie jesteśmy gotowi do puszczenia materiału własnym sumptem, by później ruszyć w promocję płyty. Chętnie zagralibyśmy także na OFF Festivalu, na przykład jako support przed Iggy Popem.

Tekst: Witold Regulski | Redakcja: Joanna Hała, Jola Kikiewicz | Wypowiedzi: Izabela Rekowska, Mariusz Dojs
Zobacz także
